Stefek Burczymucha Marii Konopnickiej z pewnością należy do klasyki jeśli chodzi o literaturę dziecięcą. Stefek z pozoru był bardzo odważnym chłopcem. Nie bał się ani niedźwiedzia, ani wilków.

Obrazek znaleziony na: kaczkowski.net
Nie straszne były mu też hieny oraz lamparty. Lew stanowił dla niego tylko i wyłącznie dużego kociaka, którego nie trzeba się obawiać. Podobnie jak tygrysów i pantery. Stefek przechwalał się również tym, że nie boi się szakali, które uważał za troszkę większe psy. Twierdził, że jest w stanie złapać wieloryba. Całymi dniami Stefek przechwalał się. Jednak w końcu życie utarło mu nosa w najmniej spodziewanym momencie. Pewnego razu zasnął na sianie. W pewnym momencie zerwał się na równe nogi, i z przerażeniem zobaczył, że jakiś duży zwierz zjada mu śniadanie. Stefek Burczymucha narobił strasznego rabanu, zaczął z przerażenia krzyczeć, że do śniadania dobrał mu się lew albo tygrys. Cala służba została postawiona na nogi i zaczęła szukać groźnego zwierza. Jednak bardzo szybko okazało się, że jest nim niepozorna mała myszka.